top of page

Reklama

Zdjęcie autoraHubert Graczyk

,,Przyszłość rysuje się w ciemnych barwach"

Gdy wydawać by się mogło, że po kilku lockdownach branża gastronomiczna odbije się od dna, przyszła inflacja, a z nią kolejne problemy. O trudnej sytuacji dla wielu przedsiębiorców rozmawialiśmy z Małgorzatą Saukens i Andrzejem Ratajczakiem, którzy są właścicielami Bistro Poligon w Strzałkowie, Zagórowie i Gonicach.


Prowadzenie biznesu w dzisiejszych czasach nie jest łatwe. Blisko dwa lata wiele firm borykało się z lockdownami. Na horyzoncie pojawiała się już inflacja, a kryzys spotęgowała agresja Rosji na Ukrainę. Branża gastronomiczna jest jedną z tych, która najbardziej odczuła ten kryzys. - Latem, między pierwszym a drugim lockdownem, zaczęło się powoli wszystko stabilizować. Na jesień znowu jednak wszystko zostało zamknięte. Wtedy zaczynało być ciężko. Gdy skończył się jeden kryzys, to zaczął się drugi. Wybuchła wojna na Ukrainie. Nie wprowadzano nowych obostrzeń. W zasadzie wszystko już poluzowano. W wakacje było przyzwoicie. Można powiedzieć, że wracaliśmy do normalności. Przyszła jesień, sezon grzewczy, no i się zaczęło – opowiadał nam Andrzej Ratajczak.


- Ceny energii wzrosły o ponad 300%. Z żywnością jest trochę lepiej, ale wiadomo, jest inflacja to i produkty spożywcze są droższe. Mamy zaciągnięte kredyty. Stopy procentowe poszły do góry. Jedzenie klientom również dowozimy. Paliwo też jest droższe. Już teraz jest ciężko, a straszą kolejnymi podwyżkami od nowego roku – mówiła o rosnących kosztach Małgorzata Saukens.


Wydatki związane z prowadzeniem działalności ciągle wzrastają, a ceny oferowanych naszych dań podnosimy minimalnie . - Jesienią tych klientów jest zawsze mniej, ale to nawet było przed kryzysem i pandemią. Patrząc z perspektywy lat to ta liczba klientów w tym okresie jest na podobnym poziomie. Zauważyliśmy jednak, że nasi goście zamawiają tańsze potrawy – podkreślił Andrzej Ratajczak.


Właściciele Bistro raz skorzystali z tarczy antycovidowej. - Do drugiej transzy już się nie załapaliśmy. Były limity. Sprzedaż musiała spaść o min. 30%, a u nas było 29%. także ten jeden procent zaważył – powiedziała sfrustrowana Małgorzata Saukens. - Pomocne w kryzysie okazały się także kredyty dzięki którym mogliśmy uzupełniać brakujące środki i regulować zobowiązania. Trzeba je spłacić. Te pieniądze też się kiedyś skończą. A teraz już banki nam kredytu nie dadzą – dodała.


W swoich trzech lokalach zatrudniają łącznie około 20 osób. Mimo trudnej sytuacji udało im się nie zwolnić żadnego pracownika. - To jest duża odpowiedzialność. Nie jest przyjemnie zwolnić dobrego pracownika. To jest ostateczność. Oni też mają zobowiązania swoje rodziny, które muszą wyżywić. Mamy dobrych pracowników, którzy pracują u nas wiele lat i jesteśmy z nich bardzo zadowoleni – mówili.


W obecnych czasach trudno jest cokolwiek przewidzieć. - Nikt nic nie wie. Czasy są niepewne. Jeszcze jak trwały lockdowny to mieliśmy nadzieję, bo była pewność, że to się skończy. A teraz?... Przyszłość rysuje się w ciemnych barwach. Chciałbym być optymistą i mieć nadzieję, że sytuacja się szybko ustabilizuje, ale trudno jest przewidzieć co będzie dalej – powiedział na koniec Andrzej Ratajczak.

O trudnej sytuacji dla wielu przedsiębiorców rozmawialiśmy z Małgorzatą Saukens i Andrzejem Ratajczakiem, którzy są właścicielami Bistro Poligon w Strzałkowie, Zagórowie i Gonicach

bottom of page